Drogi pamiętniku. Przepraszam, że znowu Cię zaniedbałem. Miałem
ostatnio zbyt wiele rzeczy na głowie. Jedną z nich, a właściwie tą
najważniejszą i zajmującą najwięcej czasu, jest opiekowanie się Lukiem.
Kto to Luke, zapytasz? Dzieciak, którego całkiem niedawno, znalazłem na
ulicy. Może znalazłem to nie właściwie słowo...po prostu ktoś porzucił
go, albo może on sam uciekł z domu...a ja przygarnąłem go pod nasz dach.
Nie mam pojęcia, w jakich okolicznościach ten malec znalazł się wtedy cały zapłakany w tych krzakach, ale mam ogromną nadzieję, że niebawem się tego
dowiem.
Opiekowanie się Lukiem bardzo zbliżyło mnie do Louisa. Uwielbiam
się wspólnie z nim opiekować tym uroczym maluchem. Pożegnanie z nim może
być ciężkie.
Ale nie o tym chciałem napisać.
Dzisiejszy
dzień jest tylko mój i Louisa. Tak. Oddaliśmy Luke pod opiekę
niezawodnego Dadiego Liama. Co my byśmy bez niego zrobili? Ten chłopak
jest niezastąpiony.
Czuję, że ten dzień będzie wyjątkowy i że zdarzy się coś
nieoczekiwanego. Chcę go spędzić jak najlepiej. Nie wiadomo, kiedy znów
będziemy mięli czas tylko dla siebie.
Jeżeli coś się wydarzy to na pewno wrócę i opiszę to tutaj. A tymczasem, za chwilę muszę wychodzić, więc kończę. Do napisania.
Zamknąłem pamiętnik i schowałem go w moje sekretne
miejsce. Usłyszałem wtedy dźwięk otwierających się drzwi. Siedziałem do
nich tyłem, na obrotowym krześle i nawet nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć, że tam był Louis. Zapach jego wody po goleniu, rozniósł się w
mgnieniu oka po całym pomieszczeniu. Wziąłem głęboki oddech, żeby
bardziej go poczuć.
Lou zaczął zbliżać się w moim kierunku. Wywnioskowałem to po
dźwięku cichego szurania papciami o podłogę. Poczułem za chwilę, jak
jego dłonie dotykają moich ramion. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Lou
oparł się na mnie na chwilę. Zamknąłem oczy, a on oplótł ręce wokół
mojej szyi i obdarował mnie soczystym buziakiem w policzek.
- Jesteś gotowy do wyjścia? - zapytał i przygryzł płatek mojego ucha.
- Yhym... - wymamrotałem.
Louis dokładnie wiedział, że wymiękam przy tej pieszczocie, więc nie mógł spodziewać się bardziej rozbudowanej odpowiedzi.
Obrócił mnie w swoją stronę i usiadł na mnie okrakiem. Spojrzał na
mnie z cwaniackim uśmieszkiem i odgarnął niesforny kosmyk włosów, który
opadł na moje czoło. Ujął moją twarz w dłonie i przybliżył się tak, że czułem jego słodki oddech na moich ustach. Już po chwili, złączyliśmy się w
pocałunku. Najpierw był on delikatny, ale z czasem stał się namiętny.
Czułem jak miękną mi kolana. Lou wkładał wiele uczucia w każdy
pocałunek, którym mnie obdarowywał. Każdy z nich miał w sobie coś
wspaniałego i był niepowtarzalny.
Moglibyśmy tak w nieskończoność, ale przyszedł czas, żeby wreszcie
ruszyć się z domu. Zeszliśmy na dół i zatrzymaliśmy się w korytarzu. Lou
jeszcze przed wyjściem, stanął przed lustrem i poprawił fryzurę oraz
pomógł mi nałożyć płaszcz. Z wielkimi uśmiechami na twarzach, wyszliśmy
na zewnątrz. Chyba obydwoje czuliśmy, że to będzie udany dzień. Nawet
pogoda nam dopisywała. Słońce wyglądało zza chmur i otulało nasz twarze
delikatnym ciepłem.
Szliśmy wzdłuż alejki, na której nie można było spotkać zbyt wielu
ludzi. Korzystając z okazji, przybliżyłem się bardziej do Lou i lekko
otarłem się o niego ramieniem. Zacząłem na oślep szukać jego dłoni. Nie
musiałem nawet tego robić, bo on znalazł moją i splótł nasze palce.
Kątem oka, widziałem, że uśmiecha się pod nosem. Ja też mimowolnie się
uśmiechnąłem. Jeszcze nigdy publicznie, nie trzymaliśmy się za ręce.
Obawialiśmy się tego, co pomyślą o nas ludzie. Myślę jednak, że to już
wcale nie ma znaczenia. Nie mam zamiaru ograniczać się przez to, że inni
nie są tolerancyjni.
Weszliśmy wreszcie na jedną z głównych ulic Londynu. Ludzie
wlepiali w nas wzrok i mierzyli nas spojrzeniami. Czułem się trochę
skrępowany i zdenerwowany, ale gdy tylko spojrzałem na rozpromienioną i szczęśliwą twarz
Lou, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Szedłem teraz z podniesioną
głową, oznajmiając tym gestem wszystkim, że cholernie kocham mężczyznę,
który jest u mego boku i wcale się tego nie wstydzę. Miłość to miłość.
Nie ważne czy jest między chłopakiem i dziewczyną czy chłopakiem i
chłopakiem. Tak trudno to zrozumieć?
Po drodze wstąpiliśmy do sklepu ze słodyczami. Louis uwielbiał
wszelkiego rodzaju łakocie. Zobaczył przy kasie wielkie, kolorowe lizaki
i zapragnął zakupić jeden z nich. Uważałem, że jesteśmy chyba na to
trochę za starzy, ale gdy spojrzał na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem,
po prostu nie mogłem mu odmówić. Jemu się nie da odmawiać.
Z perspektywy innych to musiało na prawdę śmiesznie wyglądać. Para
gejów trzymająca za jedną rękę swojego partnera, a w drugiej trzymająca
wielkie kolorowe lizaki. Nie ważne. To miał być nasz dzień i mieliśmy go
przeżyć tak jak nam się podoba. Bez żadnych ograniczeń.
Kierowaliśmy się na London Eye. Tak. To właśnie było celem naszej
dzisiejszej podróży. Nigdy nie byliśmy tam razem i teraz przyszedł czas,
żeby to zmienić.
Po spacerze po parku, który trwał długo, ale
czas tak szybko razem nam minął, że wydawał się być krótki, dotarliśmy
wreszcie pod London Eye. Kupiliśmy bilety i stanęliśmy jak wszyscy w
kolejce. Oczywiście nie obyło się bez przeszywających nas na wylot,
spojrzeń innych ludzi. Staraliśmy się wcale nie zwracać na nie uwagi i
nie szczędziliśmy sobie czułości.
Po długim czekaniu, wreszcie przyszła nasza kolej. Wsiedliśmy do
środka, a gdy tylko zamknęły się drzwi, koło ruszyło. Było dość wolne,
ale dzięki temu mieliśmy więcej czasu sam na sam i dokładnie mogliśmy
przyglądać się pięknemu krajobrazowi, który nas otaczał. Siedziałem na
przeciwko Lou i zaczęła przeszkadzać mi ta odległość między nami, więc
szybko zająłem wolne miejsce, obok niego. Posłałem mu promienny uśmiech,
na co odpowiedział tym samym i położyłem mu głowę na ramieniu. Po
chwili poczułem jak mnie przytula. Czułem się taki bezpieczny. Mógłbym
spędzić całe życie w jego ramionach.
Po jakimś czasie, znaleźliśmy się wreszcie na samej górze koła.
Stąd dopiero był niesamowity widok, a zachód słońca jeszcze dodawał temu
wszystkiemu większego uroku.
Spojrzałem głęboko, w cudowne,
niebieskie oczy Louisa i przybliżyłem powoli swoje usta do jego. Gdy
byliśmy zaledwie centymetr od pocałunku, coś niesamowicie mocno nami
szarpnęło. Prawie wylądowaliśmy na podłodze.
Zdezorientowani, spojrzeliśmy w dół przez okna i okazało się, że
diabelski młyn stanął i że prawdopodobnie wystąpiła jakaś awaria.
- A myślałem, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. - zażartował Lou.
Najwidoczniej, wcale nie przejął się faktem, że utknęliśmy tutaj na
nie wiadomo ile. Ja trochę się bałem. Nigdy nie wiadomo, co może się
wydarzyć. Jednak obecność Louisa mnie uspokajała.
- Myślisz, że długo zajmie im naprawienie tej awarii? - zapytałem lekko drżącym głosem.
- Nie mam zielonego pojęcia. - rozłożył bezradnie ręce. - Ale nie
martw się. Na pewno uda nam się jakoś wypełnić ten czas. - puścił mi
oczko i posłał to jednoznaczne, cwaniackie spojrzenie.
I już wtedy dokładnie wiedziałem o co mu chodzi. Nie wierzę, że chciał to zrobić teraz...tutaj...on jest szalony.
Bez zbędnych pytań, popchnął mnie na siedzenie i przyssał się do
moich ust. Ledwo mogłem złapać oddech. Wsunął ręce pod płaszcz, który
miałem na sobie i zaczął powoli rozpinać koszulę. Z każdym odpiętym
guzikiem, czułem, że ciśnienie w moich bokserkach rośnie. Gdy już
pozbawił mnie tej części garderoby, zaczął delikatnie muskać mój tors,
schodząc coraz niżej i niżej. Poczułem, że w moim podbrzuszu rozlewa się
coraz więcej przyjemnego ciepła. Lou właściwie nie zrobił jeszcze
niczego konkretnego, a ja czułem, że moja ciało już wariuje. Ten chłopak
sprawia, że odchodzę od zmysłów.
Lou zostawił na moim brzuchu kilka malinek i zaczął dobierać się do
paska, którego dość szybko się pozbył i guzika od spodni, z którego
rozpięciem również nie miał najmniejszego problemu. Spojrzałem na niego
błagalnym wzrokiem, bo czułem, że robię się już niemiłosiernie twardy.
Chciałem, żeby jak najszybciej ulżył mi w cierpieniu. Jemu jednak wcale
się nie spieszyło. Chwycił zamek od mojego rozporka zębami i zaczął
powoli go rozpinać. Zsunął mi jeszcze spodnie do kostek i wtedy dopiero
ujrzał jak twardy byłem. Mój członek aż prosił się o to, żeby ktoś wyjął
go i porządnie wytrzepał. Lou całował i lizał go przez bokserki.
Wplotłem ręce w jego włosy i tylko czekałem na moment, aż wreszcie go
wyciągnie i zrobi mi tak dobrze, że nie będę wiedział, co się wokół mnie
dzieje.
Trochę to potrwało, ale doczekałem się. Jednym ruchem zsunął moje
bokserki i teraz ujrzał mojego penisa w całej okazałości, który od
dłuższego czasu stał maksymalnie na baczność.
Oblizał apetycznie usta i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem. Najpierw
złapał go u samej podstawy i zaczął wykonywać powolne ruchy w górę i w
dół. Pojękiwałem cicho. Czułem, że w głowie zaczyna mi wirować i nie
mogłem myśleć o niczym innym, jak tylko o przyjemności, która właśnie
fundował mi Lou.
Chłopak zaczął wykonywać szybsze ruchy, a mój oddech stawał się
coraz bardziej płytki. Nie wiem jak on to robi, ale jest lepszy w te
klocki niż nie jedna dziewczyna.
Myślałem, że już lepiej być
nie może, ale Lou włożył główkę mojego penisa do ust. Jęknąłem głośno,
gdy poczułem jego ciepły język, który zwinnie poruszał się po tym
najczulszym miejscu. Połączył dogadzanie mi ręką z obciąganiem ustami i
czułem się jak w niebie. Trzymałem go za włosy i nadawałem tępo, które
mi odpowiadało. On poddawał się temu bez żadnego oporu.
Nagle poczułem, że całego mojego penisa otula dziwne ciepło.
Spojrzałem w dół, a Louis wziął go CAŁEGO do ust. Nie podejrzewałem, że
tak potrafi. To było jedno z najprzyjemniejszych uczuć, jakiego
doświadczyłem.
Lou wrócił do obciągania mi ustami. Z każdą minutą zwiększał tępo, a
ja czułem, że jestem coraz bliżej wielkiego finału. Ten chłopak na
prawdę nie musi wiele robić, żeby doprowadzić do tego.
Rozłożyłem
się wygodnie na siedzeniu i moje biodra powędrowały nieco w górę.
Czułem, że mój członek pulsuje. Louis też to czuł, więc zwiększył tępo.
- Jezu, Lou, nie przestawaj, boże, dochodzę, ahhhhhhhhhhh. -
wyjęczałem, a biały płyn wytrysnął wprost do ust Louisa, który połknął
dokładnie każdą kroplę mojej spermy.
- Jadłeś ostatnio ananasy? - zapytał.
- Owszem, a czemu pytasz? - zdziwiło mnie pytanie, Lou, które chyba było trochę nie na miejscu.
- Masz słodką spermę. - oblizał usta i zachichotał.
Zrobiłem się cały czerwony. Na co Lou zareagował głośnym: Awww i usiadł obok, obejmując mnie ramieniem.
Pomyślałem, że teraz czas na to, żeby odwdzięczyć się Louisowi, za
kawał dobrej roboty, którą przed chwilą wykonał. Ubrałem się więc i
zacząłem całować Louisa, jednocześnie masując jego członka, który jak
wyczułem, też był już dość twardy. Gdy miałem właśnie rozpiąć jego
rozporek, poczuliśmy podobne szarpnięcie, co kilkadziesiąt minut temu. Spojrzeliśmy przez okno i okazało się, że London Eye wreszcie ruszyło.
Dlaczego akurat teraz?
- Chyba nie będzie mi dane dokończyć tego, co zacząłem. - powiedziałem smutno.
- Nie szkodzi. Zrobisz to w domu. - puścił mi oczko.
To była całkiem kusząca propozycja, z której na pewno skorzystam, kiedy tylko znajdziemy się w naszym gniazdku.
Gdy skończyła się nasza przejażdżka na London Eye, czym prędzej
pokierowaliśmy się w stronę domu. To nieprawdopodobne, jak szybko udało
nam się do niego dotrzeć.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg
drzwi, rzuciłem się na Louisa i obdarowałem go namiętnym pocałunkiem. On
wskoczył na mnie i oplótł nogi wokół mojego pasa. Zaniosłem go do
sypialni i położyłem na łóżku. Byłem na niego tak napalony, że od razu
zdjąłem z niego koszulę, spodnie i bokserki. Jego członek już prawie
maksymalnie stał. Bez zbędnych pytań, wziąłem się za obciąganie.
Starałem się robić to najlepiej jak potrafiłem, a jęki Lou tylko
utwierdzały mnie w tym, że dobrze mi idzie. Podczas pieszczenia go,
zauważyłem na stole wielkiego ogórka. Przez myśl przeszedł mi dziwny
pomysł i zastanawiałem się czy Lou by się na niego zgodził.
- Wypnij się. - rozkazałem.
Lou spojrzał na mnie przerażonym i pytającym wzrokiem.
- Co chcesz zrobić? - zapytał i wykonał niepewnie moje polecenie.
Nie
odpowiedziałem. Wstałem i sięgnąłem po ogórka, który leżał na stoliku.
Wróciłem za miejsce obok Louisa i pomachałem mu warzywem przed twarzą.
- Na prawdę? - zapytał z niedowierzaniem.
- Jeśli chcesz. - delikatnie wodziłem ogórkiem, wokół wejścia Louisa.
Lou zamilknął na chwilę. Chyba zastanawiał się nad moją propozycją. Nie potrwało to jednak długo.
- Zrób to. - wymamrotał tak cicho, że prawie tego nie usłyszałem.
Pod
łóżkiem zawsze chowałem różne intymne żele, oliwki i tego typu rzeczy,
więc wyciągnąłem jedno z nich i starannie nasmarowałem ogórka i wejście
Louisa. Gdy tylko dotknąłem go w tamtych okolicach, wzdrygnął i wykrzywił
się.
- Coś nie tak? - zapytałem.
- Wszystko w porządku. - zapewnił, ale po jego minie, widziałem, że nie czuje się komfortowo.
Kontynuowałem więc powoli realizację mojego pomysłu. Przyłożyłem ogórka do jego
odbytu i bardzo powoli zacząłem wpychać do do środka. Nie szło mi to
zbyt dobrze, bo Lou był spięty i za cholerę nie chciał wpuścić mnie do
środka. Zacząłem więc całować go po szyi i po karku, żeby się rozluźnił.
Tak, jak myślałem, to pomogło. Wykorzystałem moment jego nieuwagi i
wepchnąłem warzywo mniej więcej do połowy. Lou jęknął, ale nie byłem
pewien czy z rozkoszy czy z bólu.
- Rozluźnij się. - wydyszałem mu do ucha.
Zacząłem powoli
wykonywać ruchy ogórkiem. Z każdą chwilą szło mi to coraz łatwiej, bo
Louis zaczął wyraźnie się rozluźniać i czerpać przyjemność z tego, co
właśnie robiłem. Postanowiłem przybrać inny kąt wkładania i to był
dobry pomysł, bo jęki Lou nasiliły się. Nie wiem, gdzie trafiłem, ale
to był chyba dobry punkt.
Działałem ręką coraz szybciej i wsłuchiwałem się w dźwięki wydawane
przez Lou i w jego coraz płytszy oddech. Przez samo to zacząłem robić się twardy, ale musiałem
opanować swoje emocje. Teraz to ja miałem ulżyć Louisowi w cierpieniu.
Do
tego wszystkiego, dołączyłem jeszcze obciąganie mu ręką i widziałem po
wyrazie jego twarzy, że jest mu cholernie dobrze. Byłem zadowolony, że
to dzięki mnie Lou odczuwa taką przyjemność.
W końcu zbliżał się finał. Jęki Lou były już na prawdę głośne, a jego
biodra zaczęły wyginać się i drżeć. Pod sam koniec, jeszcze maksymalnie
przyspieszyłem ruchy i poczułem, jak ciepła ciecz, otula moją dłoń. Lou
opadł wyczerpany na łóżko, a ja zlizałem dokładnie, z każdego palca,
jego spermę.
- Ty chyba też jadałeś ostatnio ananasy. - wyszeptałem mu do ucha, na co on odpowiedział cichym chichotem.
Tak
jak podejrzewałem, ten dzień był bardzo udany. Nie pamiętam, kiedy
ostatnio spędziliśmy czas w tak miły sposób. Jednak przez opiekowanie
się dzieckiem, omija nas wiele rzeczy. To chyba niedługo powinno się
zmienić. Chociaż właściwie nie wiem, czy chcę, żeby się zmieniło.
Po cholernie długiej nieobecności, doczekaliście się wreszcie rozdziału. ;)
Wyszłam z wprawy w pisaniu, więc nie jest zbyt dobry, ani zbyt długi, ale cieszę się, że wreszcie udało mi się tutaj coś dodać.
Wiem, że możecie pomyśleć, że was olewałam, ale właściwie to nie miałam czasu ani weny, żeby coś tutaj napisać. Pod koniec roku poprawiałam oceny i zaczęłam się też zajmować moim prywatnym życiem, które ostatnimi czasy bardzo zaniedbałam.
Właśnie wczoraj pokłóciłam się z moim bf. Byłam wściekła i smutna, a gdy jestem w takim nastroju to przeważnie mam ochotę pisać, żeby choć na chwilę uciec od rzeczywistości i od problemów. Dzięki temu właśnie, udało mi się stworzyć ten rozdział. Dostałam niesamowitego przypływu weny, więc postanowiłam to jak najlepiej wykorzystać. Pech chciał, że gdy skończyłam rozdział i praktycznie miałam go już zapisywać, zabrakło na chwilę prądu w całym, moim bloku i calutki rozdział, poszedł się jebać. Nieodwracalnie straciłam 4 bezcenne godziny moich wakacji. Dosłownie położyłam się na ziemi i zaczęłam ryczeć. Byłam podwójnie wściekła. Gdy jednak ochłonęłam, postanowiłam, że zarwę nockę, żeby odtworzyć ten rozdział. Wypiłam 3 kawy i do 4 nad ranem siedziałam i ponownie pisałam dla was ten rozdział. Nie chciałam was znowu zawieść.
Mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest on taki zły. Wiem, że lubicie zboczone scenki, więc dałam wam to czego chcecie. ;D
Pewnie zapytacie, kiedy będzie następny rozdział...
Nie mam pojęcia, serio. Nie wiem, kiedy znów złapie mnie taka wena. Po za tym, tych wakacji nie mam zamiaru spędzić przed komputerem.
Zastanawiam się w ogóle, czy ktoś jeszcze chce czytać to opowiadanie, czy ktoś odwiedza tego bloga, czeka na rozdziały, mam dla kogo pisać?
I rozdział dedykuję, mojej kochanej Monice, która cholernie nie mogła doczekać się, aż go wreszcie napiszę i opublikuję. Love ya, baby. <3
I chciałam jeszcze podziękować pewnej mojej czytelniczce o nicku "Lulo". Nie mam pojęcia czemu, ale po przeczytaniu Twojego komentarza, pod moją ostatnią notką, nabrałam jeszcze większej chęci do napisania rozdziału. Dziękuję za wyrozumiałość. :)
Jeżeli macie jakieś pytania to zadawajcie je tu. -> KLIK
Followujcie mnie też na Twitterze. -> KLIK
Do następnego rozdziału, który mam nadzieję, kiedyś się pojawi.
Pozdrawiam. ♥